niedziela, 29 marca 2009

Czasu brak

Wyjątkowo ciekawie to się wszystko układa. Sportowo beznadziejnie. W szkole też nie różowo, a czasu coraz mniej. Brak recenzji na tym blogu, to nie powód tego, że mi się nie chce, tylko tzw. braku czasu. Piszę jednak od czasu do czasu dla eFDeBów i już niedługo ciekawy artykuł na temat filmu o Irenie Sendlerowej, więc stronę fdb.pl radzę śledzić.

Ciekawie ostatnio dzieje się muzycznie. Dwie płyty wpadły w me ręce i teraz czekają na dokładniejsze przesłuchanie. To Cyfrowy Styl Życia Sidney'a Polaka oraz L.S.M. Juniora Stressa. Jak się przesłucha, coś się napisze, ale to nie miejsce na to. To jest miejsce.

Nasza Klasa (nie piszę tu o popularnym portalu internetowym) ma szansę na okazyjną cenowo wycieczkę do Bułgarii, która niestety może zostać zaprzepaszczona przez opinie dyrekcji na temat Naszej Klasy, jakoby to mielibyśmy być "aspołeczni". Taka okazja może przelecieć przed nosem, z tak głupiego powodu.

Zacząłem coś o sporcie... Jak ktoś ten sport traktuje bardzo poważnie, to chyba dzisiaj około godziny 10 powinien sobie strzelić w łeb. Wczoraj tragiczny występ polskich piłkarzy, a dzisiaj rano "dramat Kubicy". Dobrze przynajmniej, że Nasza Klasa odnosi sukcesy w Batory Cup.

Chrzanić to wszystko,
zostaję organistą.

sobota, 7 marca 2009

Smutne widowisko - Watchmen: Strażnicy

Sale puste, w ten weekend "Kocha się i tańczy" raczej, niż podziwia niesamowite widowisko Zacka Snydera.

Znajdujemy się w alternatywnych Stanach Zjednoczonych, co prawda bardzo podobnych do tych z prawdziwego świata, ale niektóre wydarzenia, dzięki pewnym bohaterem potoczyły się inaczej. Wojna w Wietnamie została wygrana, a Nixon został wybrany na 3. kadencję. Strażnicy, grupa superbohaterów, zaczyna nie podobać się społeczeństwu, na murach widnieją hasła: "Who watches the Watchmen?", w końcu doprowadza to na odebranie Strażnikom koncesji na sprawiedliwość. Większość z nich odchodzi na emeryturę, niektórzy prowadzą własne interesy, inni pracują dla kraju. Rorschach jednak pozostaje, by pilnować porządku. Bardzo ciekawa narracja jego dzienników, przez którą przemawia pogarda dla obecnej rzeczywistości splugawionej złem. Świat stoi w obliczu III Wojny Światowej. Wojny, po której może nie zostać nic.

Film, raczej komiks, no ale... porusza dość istotne kwestie. W pewnym momencie, gdy ciąży dla nas olbrzymia odpowiedzialność i wielkie możliwości tracimy nasze człowieczeństwo, stajemy się chłodnymi kalulatorami. To dzieje się z niektórymi "Strażnikami", z tym walczy Rorschach.

Niesamowity, wizjonerski świat. Efekciarstwo, ale wytłumaczalne i stylowe, a nie upychane na siłę. Film bardzo dosłowny; brutalny i bezpośredni. Niektórzy krytykują go za przenoszenie komiksu dosłownie, bez adaptowania go na potrzeby wielkiego ekranu. W innym przypadku otrzymalibyśmy widowiskową i lekką bajeczkę w stylu Spider-mana. Tego chyba byśmy nie chcieli.

Świetna muzyka Tylera Batesa, kompozytor od jakiegoś już czasu współpracujący ze Snyderem, ostatnio wsławił się ściążką dźwiękową do 300.

Strażnicy to, można zaryzykować takie stwierdzenie, film ambitny. Nie ogląda się go łatwo i miło. Ciężko robi się głęboki oddech, będąc przytłoczonym ciężarem obrazu. Do tego dokłada się jeszcze muzyka, która do lekkich również nie należy.

Nie zapomnieć należy o piosenkach, wykonanych "trochę inaczej", wsadzonych w dziwnych momentach, tworzących ten film jeszcze bardziej niesamowitym. "Hallelujach" na przykład... z resztą, sami zobaczcie ;]

Aktorzy, mało znani, zupełnie bez gwiazd, ale jak stylowo, jakie fryzury, kostiumy i okulary. Zack Snyder potrafi pracować z ludźmi, wyciągnął z nich to co trzeba. Niektórzy bohaterowie są co prawda przerysowani i lekko kiczowaci, ale tak to jest z superbohaterami :)

Szkoda, że film nie uzyska raczej należnego mu uznania, bo na nie zasługuje. Przyrównywany już wielokrotnie do "Mrocznego Rycerza", filmu również nie należącego na najlżejszych, wypada jednak dużo "mocniej", głównie dzięki brutalnym scenom, które nieraz zmuszały mnie do przymrużania oczu.

piątek, 6 marca 2009

Śmiech to, czy płacz - Kochaj i tańcz

Recenzja długa, bo efdebowo-pe.elowa.

Film skazany na sukces. "Pierwszy polski film taneczny", "W rytmie naszych serc", te hasła dudnią z bilboardów i telewizji. Twórcy jednak postanowili się postarać i stworzyć coś naprawdę ciekawego.

Do kraju wraca Jan Kettler, światowej sławy choreograf, by przygotować polską parę do europejskiego konkursu tanecznego. Hania, początkująca dziennikarką obserwując zmagania tancerzy, zakochuje się w Wojtku, prostym chłopaku, którego największą pasją jest taniec.

Fabuła niczym nie zaskakuje. Jest dość schematyczna i przewidywalna. W tej dziedzinie film nie różnił się od innych polskich komedii romantycznych. To samo z dialogami, były (trudno stwierdzić, czy to wina scenarzystów, czy aktorów) bardzo sztuczne. Rozśmieszały, gdy miały wzruszać.

Aktorzy zaimponowali mi bardzo pod względem tanecznym. Mi, co prawda, łatwo zaimponować, bo ekspertem nie jestem, ale chyba liczą się też ogólne wrażenia artystyczne. Gorzej pod względem aktorskim, gdy scena była dłuższa i mówiło się więcej wychodziły pewne braki, trochę w tym winy dennego (dialogowo) scenariusza, trochę naszych bardziej lub mniej polskich gwiazdek.

Jednak w innych dziedzinach ekipa wykazała się dużą, jak na polski rynek filmowy, innowacyjnością. Już sama czołówka wykonana jest z humorem i na wysokim, przyjemnym dla oka, poziomie. Film zmontowany jest w sposób taki, że energia z niego bijąca jest ogromna. Szybkie cięcia, ciekawe ujęcia tańca, efekty dźwiękowe: przytupy, dźwięki efektów specjalnych. Pasję tańca ten film przekazuje w 100%. Świetnie dobrana została też ścieżka dźwiękowa. Gatunki od hip-hopu, przez reggae i pop, aż po mocno-dającą-basem-po-uszach muzykę klubową. Główny motyw filmu to przyjemna i wzruszająca melodia. Szkoda tylko, że w końcowych scenach (konkurs tańca) mamy stały podkład, który momentami nie pasuje do stylu tańca niektórych par. Trwa to długo i jest bardzo rażące. Kilka rozjazdów muzyka-taniec, można też było dostrzec wcześniej. To niedopuszczalne w tego typu filmach.
Mi, jako osobie mieszkającej w Warszawie, bardzo podobały się liczne sceny w mieście, gdzie w tle można było widać panoramę śródmieścia. Zabawnie, acz bardzo dobrze zrealizowana była też scena z klaunem na stacji kolejowej Powiśle.

Film, jako komedia romantyczna jest słaby; jako obraz muzyczno-taneczny,ma za dużo przerywników i dłużyzn (głównie te na dachach). Technicznie nasze kino idzie w bardzo dobrym kierunku. Jeszcze tylko trzeba sięgnąć po ciekawe historie.

środa, 4 marca 2009

Byli inni - Valkyrie

Wolno w liceum idzie nauka historii, więc prawdziwej jeszcze nie poznałem ;) Trudno więc skonfrontować autentyczność tego filmu, jednak cała historia, jest faktem, co do tego nie ma wątpliwości. I dobrze, że taki film powstał, bo ludzie wielkiej niewiedzy niestety chodzą po ziemi i takie filmy są potrzebne, żeby mieć jakiekolwiek pojęcie o pewnych sprawach.

Nie jest źle, Tom Cruise zagrał przyzwoicie, choć rola nie wymagała od niego jakiś niesamowitych poświęceń. Muzyka robi swoje, dobrze trzyma w napięciu i daje smaczku akcji.

Szkoda, że się nie udało. To jednak był ogromny pech... Za gorąco, potem ktoś przestawił teczkę... Co jeszcze o filmie?

Tragiczny Hitler, ale to ostatnio normalka (teaser "Inglorious Basterds").

Na mnie największe wrażenie zrobiła scena bombardowania (ta płyta i przeskakująca Walkiria Wagnera) i oczywiście finał.

Myślę, że film warto obejrzeć. Chociażby po to, by dowiedzieć się, że nie wszyscy Niemcy "kochali" Hitlera.